Ale nie nowina mi to.
Chyba założę sobie działalność gospodarczą pt - "narażanie się & prowokowanie nieodpłatne lub na zlecenie".
Niech tam, bo będzie to potrawa z torebki czyli jak mawiają na dzikiej, wielkopolskiej prowincji - z papierka.
Kupujemy następujące składniki na powiedzmy 5-6 osób ( + zgrzewka piwa jareckiego dla kucharza/ 7+ 1 w pamięci)
- Torebka Knorra pt.- Kurczak zapiekany z papryką w śmietanie, przepisu na tylnej stronie torebki nie czytamy coby sobie w głowie nie psuć
- jakie 3/4 do kila kurczaka, ja kupuję tzw. ćwiartki, które trybuje i jest to 3 razy taniej niż kurzęcie piersi ( za przeproszeniem feministek )
- mięso kroimy na kawałki, skrapiamy piwem ( ale oględnie coby cennego płynu nie marnować), solimy, pieprzymy, ja kilka kropel octu balsamicznego dodaję, może być ocet winny albo i wino i szczyptę cukru, odstawiamy niech kruszeje
- ze dwie/trzy papryki kroimy, kilka pieczarek, jedną, średnią cebulę, ząbek czosnku, puszkę z czerwoną fasolą odsączamy
- zawartość torebki mieszamy z dużym kubełeczkiem chudej śmietany, a mały z jogurtem/kefirem na boku trzymamy
- mięso podsmażamy pare minut na łyżce oleju, ja to robie w takiej 3 litrowej brytfannie.
- zestawiamy z ognia, po chwili dodajemy paprykę, cebulę, czosnek, fasolę. Mieszamy, dodajemy pitos torebkowo/śmietanowy i dolewamy jogurt, mieszamy. Posypujemy ziołami prowansalskimi, wcześniej tartym serem i papryką w proszku. Wcześniej wtykamy w garnek palec coby na słoność i pieprzność zawartość zbadać.
- Pakujemy do piecyka 200C na jakie 25 minut.
Można jeść z chlebem, ryżem, grzankami. Sos śmietanowy ma dominować.
A ta torebka jest tylko pkt. wyjścia.
Igła
zmień kategorie bo pomysla że jakiś "drób" chcesz przyprawić
zachecam do zapoznania sie z przedstawionym troche wczesniej przepisem na wodzionke.
Tak w ramach studiow miedzykulturowych ;)
Pozdrawiam. Slazaczko - hadziajko - gorolka
Pamietam glownie z dziecinstwa. Nie smakowala mi wtedy. Ale sprobuje sobie zrobic wg przepisu z poprzedniej strony. Czasem czlowiek chce wrocic do smakow z przeszlosci.
Pzdr.
Czytałem, wolę grzanki czosnkiem przetrzeć a wodę wypić.
Nie czuję zupy z wody i czosnku. No woda z czosnkiem.
Siedzę w pracy, spać mi się chce, jakby mi kto proszku do herbaty dosypał, a tu Igła taki obiad gotuje.
Mniem, mniam.
w tej wodzie z czosnkiem powinien byc jeszcze czerstwy chleb.
To byla zupa naprawde biednych ludzi, bo Ślazacy, wbrew panujacej opinii, byli/sa w wiekszosci biedni. Nadrabiaja skrzetnoscia i pracowitoscia, wiec nic sie nie moglo zmarnowac.
Ta zupa jest pozywna i bardzo zdrowa. Zawsze sie ja jadlo na przeziebienie, choc ja, podobnie jak MFN, nie lubilam jej jako dziecko.
Ależ ja to doskonale rozumiem, ino czasy trochę inne.Czosnek moim przysmakiem jest. Nie muszę rozpuszczać go w wodzie.
U mnie w rodzinie podobną rolę pełniły zacierki z kartoflami, na wodzie i okraszone skwarkami z cebulą albo zacierki na mleku i też z kartoflami ale podanymi na oddzielnym talerzu i okraszone.
zacierki na mleku...
Uwielbiam, ale mam skaze mleczna, kurcze...
A na wodzie to juz nie jest to.
z ta zdrowotnością to nie do końca tak, ja uwielbiam czosnek ale tylko surowy, wrzucany, zmiazdżony czosnek to nie to, tak o zdrowotności wtręcik:)
p.s czy jest szansa że ktoś ładnie poukłada linik wg. autorów?
Igła np. to klasyk i dobrze wiedziec co juz na salonie wysmażył:)
(...)wrzucany, zmiazdżony czosnek [na wrzątku] to nie to
tak miało być:)
nie dobijaj mnie;)
Jak to, nie taka zdrowa? To ja sie po nic meczylam!?
Ale ty jestes, nie musiales mi tego robic ;-p
Nawet jak wodzionka nie jest zdrowa (jak to nie jest, do kroćset!) to jest absolutnie PYSZNA. Zresztą dlatego ją robię, kiedy tylko mogę;-)
Nie patrz na walory zdrowotne posiłków bo takie patrzenie może doprowadzić do nonsensów typu nie jem smalcu ze skwarkami bo cośtam, albo do spożywania np. otrębów.
Walory zdrowotne posilkow nie sa dla mnie kryterium wyboru, na przynajmniej nie najwazniejszym;)
Natomiast byly argumentem doroslych, ktorzy wciskali mi wodzionke w wersji podstawowej, ktorej szczerze w dziecinstwie nie cierpialam... :)
Teraz Max pozbawil mnie nawet tych zludzen, dran...
;-p
Twoja uszlachetnione wersja wyglada zas obiecujaco, moze tym razem ja nakarmie rodzicow, czy beda chcieli czy nie.... he, he
Ale gdyby tak połączyć przyjemne z pożytecznym?
Np otręby na skwarkach?
No, wyrastasz na gwiazdę salonu. Znasz się na Gripenach i skwarkach?
Takich nam tu trza więcej, coby feministki wykotłować!!
A wyście aby nie kobita z licencją pilota?
Co?
:)
WSP Smenkare wyraznie napisal w jednym ze swoich komentarzy, ze ma zone.
I teraz, o ile nie bral slubu w Holandii czy tez innej jakiejs rownie odleglej co dziwacznej krainie, to jest bez watpienia przedstawicielem plci brzydkiej.
Natomiast wracajac do tematu wodzianki, to jest to danie typowo regionalne, cos jak kolocz albo kluski slaskie. Poza Slaskiem raczej sie go nie jada.
MEP., mimo zes hadziajka, pamietasz moze jeszcze jakies slaskie dania? Myslalem o roladzie, ale oni tu jedza jakies zrazy czy urazy i je ponoc podobnie zawijaja.
(Coz to zreszta za kurioalny pomysl, zawijac urazy, skoro wiadomo, ze urazy nalezy chowac.)
Pzdr.
wiadomo, nudel-zupa, rolady, kluski i modro kapusta, a potem kawa z kreplem - to podstawa.
Przyszlo mi jeszcze do glowy "slaskie niebo" - wieprzowina w sosie z dodatkiem suszonych owocow + kluski na parze.
A takze "moczka", danie wigilijne, ktorego nie znosze.
Rozmoczony w wywarze specjalny piernik (kupuje sie go w sklepie) z dodatkiem owocow i bakalii, a w wersji ekstremalnej warzyw. Wyglada, jak nie powiem co;)
Moja rodzina nie jest rdzennie slaska, wiec na szczescie u nas sie tego nie podaje.
Ale moczki to chyba nigdzie indziej nie ma.
Dla mnie rodzinne strony to jest jednak raj, nie wiem jak to nazwac - "tanich wedlin"? - salcesonow, krupniokow, kaszanek, zymlokow, paszetow - nigdzie nie sa takie dobre, moze ze wzgledu na tradycje, moze poniewaz wciaz jeszcze przetrwalo wiele malych masarni.
Kozaczyno jedna - szabla ci w jaszczurze rdzewieje albo co? Bitki szukasz? Solidny, uczciwy smalec z wedzonej słoniny ze skwarkami i cebulką chcesz kalać jakimś niejadalnym paskudztwem?! I jeszcze te insynuacje że niby kręcę coś z płcią?!! Uważaj, wasze.
@eMFN szanowny: mimo, że nijakim hanysem nie jestem, wodzionkę i kluski śląskie (ze słoninką i cebulką, mmniam) pasjami uwielbiam. Pewnie dlatego, że sie te wszystkie regionalizmy wymieszały jak w kotle po wojnie. I bardzo dobrze - w kuchni należy mieszać, i to jak najwięcej (bo się przypali;-).
Ależ ja wyjaśnienia z przyjemnością przyjmuję.
Sojusznika w smalcu serdecznie witam, bo mnie tu obcy klasowo zwolennicy oliwy strasznie oblegli i wrednie ostrzeliwują.
A gdzie jakiemuś owocowemu, ze śliwek tłoczonemu tłuszczowi, do skwarek ze słoniny?
No sam powiedz, gdzie?
;)
Jegomość szczwany jesteś i do różnych prowokacyj bardzo skory. Ja ci tedy powiem, że się świetnie w jednej kuchni uczciwy smalec z porządną oliwą extra vergine zgodzą i wcale nie pobiją. Bo ja różne kuchnie uważam, byle tradycyjne, a nie nowomodne jakieś. Zwłaszcza różne cuda z pastą lubię, tagliatelle i inne takie, a te się bez oliwy nie obejdą. A jak ci oliwa obca klasowo to cię sporo dobrego jedzenia omija i nawet nie wiesz jakie. Inna rzecz, że się dobrej słoninki wcale nie wypieram i owszem, lubię suto okrasić pierogi tfu tfu ruskie, cepeliny, kluski różne, a i gnocchi też są niezłe ze skwarkami.
jak moglem o tym zapomniec
to sa zreszta dodatkowe argumenty za tym co mowilas wczesniej o tradycyjnej biedzie na Slasku
pzdr.
"zacierki na mleku...
Uwielbiam, ale mam skaze mleczna, kurcze...
A na wodzie to juz nie jest to."
A na rosole?
PS. "mlaski" - kluski lane (nie wiem po jakiemu, tak się u nas mówi).
Chodzi o to, ze zacierki najbardziej lubie w zupie mlecznej.
Lane kluski to co innego niz zacierki, chyba ze zle Cie zrozumialam.
Wcale mi się Pan nie naraził, choć pod Pana wpisem dalsza dyskusja o wodziance, u nas w wielkopolsce kapłonkiem zwana.
Co do Pana przepisu, wszystko mi się podoba prócz tych udek kurzych, bo u nas na prowincji można kupć coś takiego jak gulasz z kurczaka I klasy i są to piersi kurze, tylko pocięte, a ja wolę jednak pierś niż udko he he, poza tym w porządku nie mam innych obiekcji nawet ten papierek mi nie przeszkadza.
Pozdrawiam szowinistę Igłę.:P
Panie Igła, szacunek za te udka. To najlepsza część kuraka. Ja mam w domu tak, że moja kobita lubi kurze cycki a ja nóżki i kuperek [nie tylko w kuraku :)]. No więc przy pieczonym się nie pokłócimy, ale przy potrawkach już jest zgrzyt.
Przepis wyśmienity. Ale jak się tak przyjrzałem bliżej to doszedłem do wniosku, że ten "papierek" można se odpuścić, nie?
pzdr
Zacierki i kluski lane - to dwa przeciwne stany tej samej materii ciasta, stan twardy i stan miękki.
Zacierki na rosole, wiem, brzmi jak herezja. Ale skoro na mleku nie można, na wodzie nie smakują, a dusza tęskni do zacierek....
To co pozostaje?
PS. Po namyśle - może mleko sojowe albo mleko innych ssaków niż krowa?
Ta torebka jest pewną osią i wprowadza element równowagi i zagęszcza całość.
Panu się coś myli.
Lane kluski są z jajkiem i z pszennej mąki.
Zacierki są zagniecione z wodą i z dodatkiem mąki żytniej.
Nic mi się nie myli. Zacierki się zaciera. Ongiś, gdy na przednówku było pusto w komorze, brało sie co było, czy to mąkę żytnią, czy pszenna, czy też sam kurz z myszami, zagniatało sie z wodą, i na tarce- skrob, skrob - i toto się gotowało, w czym kto miał. A jak jajko było pod ręką, to nawet ten kurz z myszami można było uszlachetnić, zmiękczyć.
Dziś, trzeba spore koszta ponieść, by ten niepowtarzalny smak odtworzyć.