Wodzionka - sztandarowa śląska bieda-zupka. Przepis banalnie prosty - potrzebujemy: umiejetności kulinarnych - prawie wcale, czasu - prawie nic, głodnych besiadników - ile tam macie, czosnku, w zależności od upodobań główkę, dwie lub trzy, soli do smaku, czerstwej buły/bagietki/whatever pokrojonej w kostke na grzanki + tłuszcz, wody nieco (tak na oko 0.7l na główkę czosnku, ale to jak kto lubi i samodzielnie wyeksperymentuje). Oraz najważniejsze: należy się uprzednio z połowicą nieco pokłócić, coby wyemigrowała na łykend do teściów bo inaczej opór materii będzie zbyt duży (i głośny) i z całego przedsięwzięcia nici. No chyba że ktoś dysponuje żoną łasą na zapach czosnku, wtedy postępować wedle uznania. Do wrzątku wcisnąć/drobno wsiekać czosnek i pogotować chwilkę, aż boski zapach wypełni cały dom, a ślinka usta biesiadników. Na mesełku/oliwie/oleju/co tam kto ma zrumienic grzanki. Zupę posolić do samku i każdemu na talerz. Dodatkowo w ramach integracji, grzanki podac w jednej misce centralnej coby biesiadnicy łyżkami nakładali sobie do zupy - te grzanki namoczone w zupie to jest tak na prawdę zasadniczy posiłku składnik. A teraz wersja wypasiona - wariantowo. Można zamiast wody użyć wywaru mięsnego/rosołu z kurczaka ale niezbyt intesnywnego - nie polecam takiego z kostki, zdecydowanie lepiej użyć wody. Zupę można okrasić skwarkami stopionymi z boczku wędzonego (ten aromat boczku i czosnku...). Można dodać startego sera żółtego, niekoniecznie parmezanu, lub ostatecznie serka topionego: ładnie sie rozpuści cały interes zagęszczając. No i mój ulubiony dodatek: na dno kazdego talerza wbić po jednym żółtku i nalewając zupy (ale nie wrzącej!) rozbełtać widelcem. Przygotowanie całości trwa chwilkę, i jest b. sycace. A, żebym nie zapomniał o najważniejszym dodatku: wyciągamy z zamrażarki uprzednio przygotowaną w tym celu dowolną siwuchę w ilości stosownej do liczby biesiadników oraz ich gustów i potrzeb i spożywamy zagryzając zupą. Kolejny gar zupy przyda sie nazajutrz...
pozdrawia: Smenkare
Och, to rzeczywiscie wodzionka w wydaniu delux.
Wodzionke, ktora ja pamietam serwowala mi przyszywana bacia, ktora sie mna przez jakis czas w dziecinstwie opiekowala. Ale to byla wodzionka rzeczywista: woda czosnek i chleb w srodku.
Nie cierpialam tego!
Pozdrawiam.
Będę gotować sobie w pracy :-)
Ale liczysz się z ewentualnością, że kożelanki z pracy mogą uciec/zrobić się agresywne? Po wykonaniu wodzionki wietrzę cały dom otwierając okna na przestrzał parę godzin. A i tak małżonka bywa znacząco milcząca.
moze natki petruszki troche dodac zeby zniwelowac moc czosnku?
Jak trzeba, to można - podać pomarańczę na deser, NIEOBRANĄ - ze skórką. Pomarańcze PRZY STOLE pokroić - gdy nieduże - w ćwiartki, gdy większe - w ósemki.
Teraz, uwaga, herezja w tomacie zachowań przy stole -
taki kąsek pomarańczy wkładamy do ust, skórką na zewnątrz tak zgrabnie, by zęby z lekka się zacisnęly na bialej linii demarkacyjnej co to oddziela skórkę od miąższu. Chwytamy reką za koniuszek skórki, i odrywamy ją od miąższu, pomagając sobie zębami. Reszta - wiadomo.
Po tej operacji śladu z zapachu czosnku nie zostaje, ani na rękach, ani w oddechu, ani w pomieszczeniu.
A ile przy tym zabawy pełnej radosnego powrotu - nie tylko do dzieciństwa - lecz nawet do naszych darwinowskich przodków!
Bylam kiedys niedaleko San Francisco w takim sklepie czosnkowym: wszystko tam bylo z czosnku, o czosnku, w ksztalcie czosnku, w czosnek itp, itd...
Byly nawet odswiezajace gumy do zucia o smaku czosnku...
;-)
http://www.everything2.com/index.pl?node_id=499441
w restauracji Śmierdząca Róża (w CA wszystko możliwe)
W Londynie jest restauracja, w ktorej wszystko co podaja jest z czosnkiem, wlacznie z alkoholami ;)
Dzieki za przypomnienie! :)
Wersja klasyczna: czosnek posiekac, troszke masla, przedwczorajszy wiejski chleb pokroic w grube kostki, sol, zalac goraca woda. Mozliwie jak najwiecej "skorki".
Jessu...