Być może wwożę drewno do lasu i całe towarzystwo wie, jak się robi mule. Jeśli nie wie, a specjał można kupić bez większego trudu, to jest to smaczne, pożywne, atrakcyjne danie, a zabawy z tymi muszlami co niemiara.
Kupowanie.
Można mule nabyć bez większych kłopotów na stoiskach rybnych w supermarketach francuskich, czyli Carrefour, Geant, Auchan. Chodzi oczywiście o mule ŚWIEŻE, w plastikowych pojemnikach (bodajże 1kg w pojemniku), umyte jeszcze morską wodą, gdzieś tam hen w Morzu Północnym. To, że są umyte, z odciętymi sznurkami to jest ważne, nie będę wspominał jak się kiedyś w czasach historycznych kupowało ubłocone, poklejone muszle, które wrzucało się do wanny i złośliwie wylosowany kandydat, rozebrany do slipek, kotłował się ze szczotką myjąc każdą muszelkę i wyrywając te cholerne sznurki. Brr. Te czasy historyczne do naszej RP nie dotrwały, a zatem importowane mule są już pięknie umyte (na ogół) i zapakowane, gotowe do garnka.Proporcje ustalamy wg ilości chętnych i apetytu – moi znajomi na ogół zżerają wszystko, a zatem dwa pojemniki to dobra proporcja na cztery osoby, średnio podgłodzone. No, w wersji z frytkami, osiem osób też sobie podje.
Nabywamy jeszcze obowiązkowo....
Wino białe w ilości 1 butelka na te 2 pojemniki tu powyżej, można kupić więcej, jak ktoś podgrzewa sobie atmosferę w czasie gotowania. Wino białe oczywiście wytrawne, podkreślanie tego faktu to dla mnie horror, KAŻDE wino jest wytrawne (nawet słodkie w smaku), chyba że jakiś palant-pseudo-producent cukru dosypie, co się zdarza w Niemczech i tzw młodych krajach winnych (USA, RPA, Australia, itp.). To podkreślanie u nas owej wytrawności lub pół- to chyba pozostałość z czasów bułgarskich rieslingów i innych witoshy, gdzie ‘wytrawne’ było synonimem smaku octu siedmu złodziei . A zatem sugeruję białe wino francuskie, wytrawne będzie na pewno (nawet Muscadet), cenowo może być dostępniejsze niż inne: np „Entre deux mers” z Langwedocji, czy wina alzackie „Riesling” albo „Sylvaner” (15-25 pln max), pasują też czasem dostępne 'vins du pays' (bez appelation), jeszcze tańsze.
Ponadto: 6 dużych cebul, czosnek (1 głowka), koperek, pietruszka zielona, koper, 1-2 kostki bulionu do ryb (idealny byłby ‘fumet de poisson’, lub 'bouquet garni', ale nie przesadzajmy). Do sosu: pomidory (1kg), 3 papryki, oliwa, przyprawy. Do frytek: 1kg ziemniaków młodych (frytki amerykańskie), lub mrożone (z braku laku)
Przygotowanie – mule.
Duży gar z przykrywką jest potrzebny, może być szybkowar (6-8l pojemności). 4 cebule kroimy w ‘kółka’ (nie drobno), ząbki czosnku miażdżymy (2/3 głowki), koper kroimy, koperek i pietruszkę siekamy. Otwieramy pojemniki z mulami, wylewamy wodę, oglądamy uważnie stan czystości – w razie wątpliwości wywalamy w durszlak i myjemy wodą (jeśli jesteśmy w Warszawie, unikamy wody z kranu, aby mule nie zabarwiły się na czerwono-pomarańczowo, czy tęczowo wg tego co tam w rurach akurat dają). Czyste mule układamy w garnku warstwami na przemian z cebulą, czosnkiem, koprem, pieprzymy (pieprz ziarnisty), solimy lekko, zalewamy winem, dorzucamy rozpuszczony bulion, można dorzucić (nie za wiele) zioła do ryb, jak ktoś ma. Gotujemy po przykrywką. Od zagotowania, ok 10-15 minut (można sprawdzić, muszle muszą się otworzyć). W szybkowarze ok 5 min od zagotowania (czyli ‘fifkania’ gwizdka).
Przygotowanie – sos.
Sos można improwizować, powinien być w miarę gęsty, ostry według zamiłowań i odporności konsumenta(ów) na pieprz. Sos sródziemnomorski będzie z drobno posiekanej cebuli, zeszklonej na oliwie, zagotowanych ćwiartek (cząstek) pomidorów (pozbawionych skórki), papryki w paski (można też bez skórki, jak kto ma cierpliwość obierać), czosnek, cebula, pieprz, sól, przyprawy. Gotujemy w osobnym garnku, bien sur, kiedy mule dochodzą obok. Osobiście sos gotuję ‘na smak’ tzn wielokrotnie próbuję, sprawdzam i dorzucam, przyprawiam, itp – pomidory mogą być np bardziej słodkie lub mniej, więc smak trzeba dobrać wedle upodobań.
Przygotowanie – frytki.
Moje ulubione to ćwiartki młodych ziemniaków we frytkownicy na głebokim oleju, ale tu ortodoksem nie będę, mogą być długie ‘pommes alumettes’ również. Czy frytki muszą być? Nie muszą, ale tak Belgowie to wynaleźli, więc widocznie pasuje razem to kupy, nazywa się to tam ‘Moules&frites’ i już, taki odpowiednik naszego schabowego z kapustą...
Spożywanie.
Gar z mulami dajemy na stół, chyba że jakąś micha ogromniasta się znajdzie – wolę gar bo lepiej trzyma ciepło, a tak btw skoro idzie na stół, więc niech estetycznie jakoś on wygląda... Talerze głębokie, 1-2 puste miski na łupy, sos w misce (lub dużej sosjerce), frytki. Mule nakładamy chochlą, polewamy sosem, wybieramy jedną muszlę pustą (zawsze taka jest) i używamy jako szczypców do wyjmowania muli z muszli pełnych. Uzywanie noża i widelca jest może wytworne, lecz tu słabo zdaje egzamin, można tak pracowicie dłubać przy zimnym talerzu, jak reszta towarzystwa bedzie już przy deserze...
Do picia podajemy piwo np weiss, lub cięższe brązowe, ale wino białe też się nadaje – jeśli zostało. Wina zapodane powyżej pasują nienajgorzej, dla smakoszy można poszukać np „Pouilly Fume”, inne ‘loarskie’ jak np „Cheverny” lub nawet zapuścić się aż pod „Chablis” jak kto lubi. Znam takich co pijają różowy „Tavel”, lub łatwiej dostępny „Cotes de Provence”. Wszystko to schłodzone, ale to już oczywista oczywistość.
Tradycyjnie, Bon Appetit!
Wasz J.
Ps1. resztki z gara (po wyizolowaniu muszli) jest znakomitą zupą, np na kaca na następny dzień...
Ps2. Może rzeczywiście te omułki jako nazwa są praktyczniejsze, przynajmniej mają liczbę pojedynczą – inaczej to będzie jak? Jedna mula?, Jeden mul?
Cudowny przepis! Czytając niemal czułam wspaniały aromat przeniakających się w winie czosnku, cebuli, kopru.... Poezja! W dodatku od samego rana:) Podejrzewam, że ulotne, zapachowe wrażenia będą mnie prześladować przez cały dzień.
Kto jest autorem tego przepisu??
A czy można to zrobić bez pomidorów w sosie.
Jadłem kiedyś takie w Brukseli, a na skorupy cylinder dali.
Połowa smakoszów się pochorowała, piwem popijali.
A ja winem i do tej pory ślinka mi cieknie.
Oczywiście, że możesz bez sosu pomidorowego - będziesz miał wtedy takie mule 'gołe' tzw 'moules marinieres'. Sos może zmienić smak, sosów różnych może być multum: musztardowe, śmietanowe, ostre, łagodne - sam nawet kiedyś zszokowałem żabojadów, kiedy zrobiłem sos z ogórków kiszonych (tak jak zupę, tylko gęściej).
Smacznego/Pozdrawiam/J.
...a tym winie, ale mule są pyszne - choć nie odważyłbym się kupować świeżych omułków w Polsce :)
P.S. Moules marinieres to nie są mule BEZ sosu - to są mule z INNYM sosem :)
zamiast od razu inwektywami, to taka nieznośna salonowa maniera - miałem nadzieję, że już minęła...
Co do 'moules marinieres' to wystarczy popatrzeć tu: http://www.meilleurduchef.com/cgi/mdc/l/fr/recettes/moules_marinieres1_ill.html - bazowe składniki są te same co u mnie, więc nie nudź. Można jedynie te sos bazowy zagęścić, ale to już sprawa indywidualna.
O winie możemy podyskutować, ale bez demagogii, SVP.
Pozdro./J.
- jeśli marynarskie są z sosem, to nie pisz, że są gołe.
"Goła" nie jest też sałata z sosem vinegrette....
A co do wina, to zupełnie nie widzę powodu do czepiania określenia "wytrawne", "półwytrawne", "półsłodkie" , "słodkie" (sec, demi-sec, demi-doux, doux), a tym bardziej do lokalizowania regionu Entre deux mers w Langwedocji...
@+
Ale się upierdliwie czepia, purysta, kurdebalans...;)
OK, "entre deux mers" to białe bordeaux, z bordolais oddalonego od morza (stąd nazwa), użyłem Langwedocji z nawyku, gdy próbuję geograficznie usytuować południe Francji komuś kto prawdopodobnie tam nie był, mogę poprawić?
Wiadomo, że określeń sec, demi-sec, itp można użyć potocznie do określenia smaku, natomiast się nie używa, bo to się WIE. W życiu nie słyszałem we francuskiej knajpie kogoś zamawiającego 'une bouteille d'un demi-sec SVP!'. Wystarczy rzucić okiem w kartę win, klasyfikacja jest regionami, nie smakiem - podejrzewam, że kelner miałby problem, lub uznałby klienta za amerykańskiego turystę i poradził się szefa...
Poza tym NA OGÓŁ się tego na francuskim winie nie wypisuje. Czy na Sauternes pisze sec albo doux? Nic nie pisze... Nawet Węgrzy na Tokaju nie piszą, honor im widocznie nie pozwala. Pewien winiarz mi mówił z obrzydzeniem, że musieli zacząć to pisać na butelkach wysyłanych na eksport, więc...? Natomiast te demi-sec, doux, etc. używano nagminnie w winach dosładzanych (nominacja wg ilości cukru, a nie indywidualne kryterium smakowe), m.in. w Niemczech, co spowodowało kiedyś (za Mitteranda bodajże) nieomal kryzys dyplomatyczny z Francuzami, gdy Niemcy dosładzali importowane wino francuskie.
'Bez sosu' to pojęcie względne, jeśli popatrzeć do góry w czym owe mule się gotowały. 'Bez sosu' tzn sosu innego, przygotowanego osobno, dodatkowo, w osobnym garze, OK?
Pozdro./J
Ja za takiego, bywa czasami, uchodze i nic mnie nie obchodzi, z jakiego regionu jakie wino pochodzi.
Ja mam wiedziec, zanim mi go podadza, jakie toto ma smak, a nie pod jakim adresem sie rodziło.
Listow do niego pisac nie chce, tylko sie napic.
A kelnerowi płace za to, zeby mi ta informacje dostarczył, zanim mi wino poda.
Tymbardziej we Francji, gdzie wszyscy sie chwala, ze na winie nikt oprocz nich sie nie zna.
Moze tak, moze nie.
Jak Francuz przyjedzie do Kaliforni, to bedzie wiedzial, co chce pic, bo mu powiedza.
Z szacunku.
Zeby nie wyszedl na idiote i nie zamowil cos z regionu, gdzie tylko ocet produkuja.
..., jak sama nazwa zresztą wskazuje, nie oznacza "daleko od morza", ale raczej "między dwoma morzami" - w naszym sympatycznym przypadku nie chodzi jednak o dwa morza, a raczej o dwie rzeki - Dordogne i Garonne. Szczególnie ta pierwsza powinna być bliska każdemu smakoszowi, jako że Dordogne to Perigord, a Perigord to pępek francuskiej tradycyjnej kuchni....
To prawda, że we Francji rzadko oznacza sie wina określnikami typu demi-doux, czy sec, ale postawienie kelnerowi pytania o smak jakiegoś mniej znanego (niż np. sauternes albo chateauneuf du pape)miejscowego winka z użyciem ww. przymiotników z pewnością nie spotka się z negatywną reakcją, szczególnie, jeśli zostanie zadane w miejscowym narzeczu...;)
I to by było na tyle, przynajmniej jeśli chodzi o "wytrawne" sauternes (ech, wypiło by się....)
:)
Ja się turystów amerykańskich nie czepiam, żabojady mogłyby ich bardziej szanować, bo z nich żyją. A co do mozliwych zachowań, stwierdzam jedynie fakt...
Pozdro./J.
Merci pour une explication sur le mot 'entre' y compris l'expression 'entre deux mers' - la langue, ca ce voit que ca me manque, la...;)
Rany, napisałem 'stąd nazwa', bo jak się oddala od Atlantyku, to się przybliża do Śródziemnego i jest 'entre'... Natomiast pochodzenia tejże nazwy od dwóch rzek nie znałem, dzięki za l'info... Co do Perigord to można by coś kulinarnie tu wrzucić w tem temacie (np fasolkę po bretońsku ;););) - może kolega??? ;)
Zupełnie przyzwoite Sauternes bywa w polskich Auchan (za bodajże 60 zeta), nie jest to Yquem, ale zupełnie przyzwoite.
Zapomniałem dodać, że mule przywożone do Polski testowałem wielokrotnie i obyło się bez przygód. Powiedziałbym, że nawet jakościowo trzymają poziom, nigdy mi się nie trafiły te mdłe tzw 'mleczne'. NB jeden szpec z Carrefour'a zarzekał się, że do Polski one jadą tak samo długo jak do Rungis, ale tak skrupulatny to bym już nie był (byle nie jechały dwa tygodnie...).
Pozdro./J.
...aliści...
W malignie melodyjnej, smutnej
wędruję przez mój piękny Paryż,
gdzie życia żal mi tak okrutnie...
Smutne niedziele tu odmierzam
i katarynka gra w pobliskich
podwórzach szarych, pełnych pierza,
Kwiaty się chylą na paryskich
balkonach, jak pizańska wieża.
Magda Leja 1962
B. ładne, rzeczywiście 'twarzy' Paryża zliczyć nie sposób, lecz również chyba pamiętam najlepiej tą melancholijną i tak mi się Paryż zawsze kojarzy.
Jesienne liście na Ile St Louis, zimny deszcz na pustym Trocadero, ponure zaułki koło Gare du Nord, śpiący kloszardzi na stacji metra Strasbourg-StDenis, wracający do domu imprezowicze w kafejce o 4 rano na Bd Montparnasse - to takie migawki 'pogodnej melancholii', jak z nieodżałowanego Przybory.
Zawsze polecam Paryż jesienią.
Pozdro./J.