A niech tam, niech mnie wyprowadzą dzielni chłopcy z CBŚ w kajdankach, niech mnie filmują i aresztują. Lubię Kaczki męczyć i torturować.
Najsławniejszą blogerką IV RP zostanę.
Sławniejszą od Azraela i Maryli, co łatwe będzie (bo oni nimi nie są). Kataryna będzie mi smalec i cebulę do więzienia przynosić, żeby informacje wycisnąć (a wiele wiem), Grześ poświęci mi wakacyjny wpis, tak wielki, jak nieskończone pola truskawkowe, nameste się we mnie rozkocha, albo ja w nim. Jarecki wysmaga mnie witkami z Algi, w saunie, Xsiężna Pani olejkami wonnemi, na ostatnią drogę namaści, Adam z Tezeuszem, starcy siwi a lubieżni powiodą pod ręcę, Zahir spadnie na mę głowę, przez Referenta spuszczon, a Rolex pieczarę (z zielonego granitu) ufunduje,wszak jest z branży nieruchomości, taniej wyjdzie.
Tuszkę Kaczora (albo i dwóch) należy nabyć. Sprawić, czosnkiem, pieprzem i solą potraktować, skrzydełka tak złozyć, żeby ksobie się miały, do lodówki oddalić.
Podroby - wątróbkę, żoładek posiekane z cebulą poddusić, dodać do tego utarate ziemniaki (nadmiar soku odlać), chwilę na ogniu potrzymać, popieprzyć, posolić, można pokruszonem listkiem potraktować. Jak przestygnie, jajko dodać, zamieszać.
Przebrzydłego, syjonistycznego ( koszerny jest) ptaka nadziać, zaszyć i nogi mu przed męką skrępować, żeby nie wierzgał w brytfannie.
W piecu na srogim ogniu dusić, bejcą sporządzoną z wody, miodu i łyżki oleju smarować. Niech się w tej brytfannie smaży i dusi, tak jak on sam nas tu pięknych Polaków męczył i kompromitował.
Niech po upieczeniu w naszych brzuchach szczeźnie, tak jak toruńskie łabędzie, które syjonistyczną chorobę do Polski przywlekły, pod nazwą ptasia grypa się maskującą, ale słuszny gniew ludu je spotkał bo uśpione swięconą wodą naszego przewodnika, w zastrzykach eutanazji podaną, zostały.
Podawać z modrą kapustą i marynatami.
Cudny to przepis! Olejki (by pozostać w klimacie) od Izraelitów z pustyni Negew przez samego Amosa Oza wieźć do wiadomej ciemnicy dla Waćpanny każę! Gdyż równie rozkoszną wonią się zalecających, jak świat długi i szeroki - nigdzie nie uświadczysz!
Racz jeno odkryć swe imię, bym z innemi męczennikami reżymu Waćpanny nie pomyliła...
A czy przypadkiem błota z Morza Martwego nie zechcesz użyć, wszak też zdrowe jest, dla niepoznaki?
Czujną muszę być, mali ludzie, agenci Kamińskiego, łapownicy Leppera, bojówkarze Giertycha, paciorkowcy jednego, toruńskiego różańca za kazdym rogiem czychają, komórkę każdy z nich ma, nawet z kamerą i bezpilotowym helikoptrem.
...kwiat wyżwzmiankowany w kosy wpleść podczas ich trefienia, przy blindzie więziennej siadłszy, to już ja rozpoznam Waćpannę na widzeniu niechybnie.
Chwilowo oddalić się muszę z żalem w sercu na godzinę circa about.
Pardon
Tylko ten Kapusta w finale niepokoi :)
Podczas kiedy tu ja za męczennym kwiatem biegam, ty o kapuście?
Zlituj się Pani.
Wszak ona modra, nie czerwona!!!
Jaka ona modra, ona czerwona, tylko "ukryta, zakonspirowana po inteligencku", kolor w gotowaniu tracąc, niczym ten antysemityzm, o czym to p.Alina Cała (ostatni tekst Jacka Łęskiego) w TOK Fm prawiła !
W burakach - to rozumiem.
Z kartoflami w faszystowskich mundurkach - też by się komponowało.
Po Pekińsku - też by się dało nagiąć.
Bo już np. gruszki (te z wierzby), to jużbliżej cousine Kapustowo-Millerowej, więc nie konweniuje.
Pozdrawiam!
Ugościłaś mnie pysznie :)
Klawiszki w laptopie mi fiksacji dziś dostają...
Wszak ona kaczka naszemi, słusznymi ziemniakami nadziana?
A gruszki?
Owszem, z octu, nie z wierzby.
To kuchenny przepis jest, nie polityczny.
Aż się spłoniłam cała ze zdenerwoawania, podniecona po poradę, do sąsiada biegnę.
Lepsza jest po Wielkopolsku, natarta majerankiem i nadziana jabłkami, szarą renetą, nie mylić z Renatą B. :)
Hi hi hi, tylko te witki z Algi nie bardzo mi pasują. Pozdrówki.:D
sprawami przyziemnemi. Tyś do innych, wyższych przeznaczoną jest.
Ja słowa nie cofam, parole h'honneur. Amos Oz już powiadomion.
Jeno gołąbka siwego z gałązką w dzióbku ślij do mnie, gdy terminy ciężkie u drzwi Twych staną.
Tymczasem zaś
bonne nuit
Jeszczem nie zjadł a już się lepiej poczułem.. .
Proszę o więcej takich "przepisów", PLEASE!!!!
Preambuła:
My, białogłowy, bronią tajną (a męskiej połowie ludzkości nieznaną) władamy perfekcyjnie. Zwie się ona szóstym zmysłem, choć niektóre z nas wykształciły także siódmy, ósmy i tak ad infinitum niemal.
Ambuła:
Wiem, bom iluminacyji doznała.
Postambuła:
Sekretu jednakowoż dochowam, na widzenia chadzać będę, bo obiecałam.
Pointa:
Smakoszku, męczennico pańska - chapeau bas!
Ten podział a la Buś d'Ambois (pamięta ktoś Busia?), tak przez Ciebie explicite (no i tandem, oczywiście) przywołany, coś mi przypomina. Ale mówię: nie. Dowody są dwa: Uchybienie i Skrupuł. Skrupuła to i może, dla маскировки, by się przełknęło. Ale Uchybienia – nigdy.
A przepis ludożerczy jakiś. Jest alternatywa? Zawsze jest: kaczki (to z tej starej historii o pomorze wśród kur i radach rebego).
...damy nie miewają do czynienia ze Skrupułem. Ni z Uchybieniem.
Że o Busiu nie wspomnę.
Damy kierują się Imperatywem.
Na moje oko, jest on Wewnętrzny.
A propos:
- Paryż to zabytkowe miasto - powiedział Kania. - Uważaj, żebyś tam czego nie podpalił.
- Postaram się - odrzekł skromnie Wiluś.
I zaśpiewał:
Zdobyliśmy słodką Francję
Po waszemu "douce France"
Hej, Marianny i Konstancje
wypucujcie się na glans.
Po czym zacytował profetycznie Thomasa Pynchona.
- Wysadźmy w powietrze wszystkich, a Jezus ich potem posortuje.
Bo przecie на всякого мосье есть своё доссье.
Pozdrawiam
Polecam lekturę Brantôme'a[*], można się sporo dowiedzieć o Damach, ich Uchybieniach i Skrupułach (ja akurat pisałem o ew. własnych, w kontekście autorstwa przepisu; okazało się, że na zbyt trudny sposób, co niewybaczalne).
[*] tamże o Busiu:
Pan Buś był to także młodzian, który również barziey od inych okrył sławą szarfeczki swoich dam; zwłaszcza wiem o niektórych, co zasłużyły więcey walk, czynów woyennych, pchnięć szpadą, niżeli ich kiedy sprowadziła cudna Angelika u owoczesnych paladynów a rycerzy, tak krześciiańskich, iako y Saracenów; przedsię słyszałem nieraz od niego, iż tak w poiedynczych walkach y potyczkach, y w powszechnych bitwach (bowiem naczynił ich wiele), w których się nalazł y które kiedy podiął, iż było to nie tyle dla służby swego xiążęcia abo dla czci swoiey, iako dla samey chłuby spodobania się swoiey damie.
[...]
Nieboszczyk pan Buś, który był swego czasu człowiekiem naytrefnieyszego rzeczenia y opowiedał też barzo uciesznie, widząc iednego dnia na dworze panią iedną, wdowę, y znaczną, która ciągle bawiła się rzemięsłem miłośnem: „Ba cóż (rzekł), ta kobyła ciągle chadza ieszcze do ogiera?” Co gdy doniesiono oney paniey, powzięła ku niemu złość śmiertelną, o czem pan Buś się dowiedział. „Nic to (rzekł), wiem, iako uczynię z nią zgodę y naprawię to. Powiedzcie iey (proszę was), iż nie tak to rzekłem; ba rzekłem tak: «Zali ta źrebiczka chadza ieszcze do konika?» Wżdy wiem dobrze, iż nie iest mruczna o to, iż ią trzymam za rozkosznicę, ieno za starą: owo kiedy będzie wiedziała, że ią nazwałem źrebiczka, to iest młodziuchną klaczką, będzie myślała, iż szacuię ią ieszcze za młódkę.” Iakoż, w rzeczy, ta pani dowiedziawszy się o tym zadośćuczynieniu y przykształceniu słów uśmierzyła się y poiednała z panem Busiem; z czego uśmieliśmy się co wlezie. Wżdy nic iey nie pomogło, bowiem trzymano ią zawżdy za kobyłę starą a wyieżdżoną, która, chocia tak przestarzała, ieszcze rżała za ogierami.
Toż mówię, że takie lektury są passe' - mogą jedynie wzbogacić wycinkową wiedzę na etapie późnopanieńskim, potem zaś już tylko nudzą. Zalecające się ciężkim przaśnym dowcipem dzieło (jedno w dłuuugiego szeregu) adresowane przez mężczyznę do mężczyzn.
Oswajające ze zjawiskiem zdrady. W ten względzie akurat moje woluntarystyczne poglądy nie mają prawa głosu. Tu bym dekapitowała w trybie 24-godzinnym. Wiesz Pan, ilu gentlemanów ma kłopoty z przejściem przez drzwi? A ilu ginie podczas burzy, kiedy iskra między rogami przeskoczy? Ja wiem.
Busia tu pojawienie się stoi na fonetycznym podobieństwie i jest doskonale przypadkowe (późniejsze drążenie tematów damskich już nie za moją przyczyną), a temat imć rogali też nader eksploatowany w "Żywotach": po cóż się odżegnywać od dzieła, skoro zaraz się doń wraca? Ale to już same pytania retoryczne i dygresje bez związku (z kuchnią czy autorstwem). Miłego dnia, nieodmiennie.
- gdybyż one tylko po lekturach Pańskich ulubionych stadami się snuły - bogać tam...
Nie wracam do dzieła (a bo to jedyne, ten temat drążące?). Sprowadzam Pana na ziemię.
potrzebował sprowadzenia na ziemię. Paradne. (A Brantoma odwiedzać warto – dla samej polszczyzny Boyowskiej.)
...zachwycać się Piotrem Brantome'em de B.
Jak i - przeciwpołożnie *- mnie nikt do tego nie skłoni wbrew mej woli
A lektur mam na podorędziu - po kokardę.
Czego i Panu życzę
* противоположно ;)
A czy ja mówię, że ktoś mi broni? Ja nawet nie mówię, że się Francuzem zachwycam ;)
...sam nie dotknie i rozżarzonym pogrzebaczem.
A kogo nie lubi - tego namawia...
Zemsta Chińczyka?
Com ja takiego Panu uczyniła?
I dlaczego, zamiast przyrządzać powyższe danie z ptactwa domowego, dubeltowo trefnego notabene (z powodu - nazwa oraz z powodu, że koszer) - tortury mi Pan zadajesz z użyciem grubej sprośnej nudnej książki?
Co Panów opadło ostatnimi czasy. Może frustracyja. Nie wiem..
M. Zieleśkiewicz wypisuje bzdury o pochodzeniu Stalina - po czym mnie zajeżdża, udając, że nie rozumie prostych jak konstrukcja cepa pytań.
Łowca udaje mężczyznę po przejściach, ale wystarczy skrobnąć paznokciem i omam pryska. Wtenczas zgłasza pretensje do kogo? Do mnie.
J. Prokuratorski katuje mnie pytaniem Czernyszewskiego aże od zimy. Czy ja jestem Czernyszewski? A może go przypominam zarostem i cwikerami?
A i Pan, że wrócę do tematu, kiedy już nie wie, w co klawiaturę włożyć, udaje się na poszukiwanie istot słabych, bezwinnych i bezbronnych, jak niżej podpisana.
Czy ja kogo zaczepiam? Prowokuję? Napadam?
Nie zauważyłam. Chyba że w somnambulicznym transie.
Ale że nocami nie sypiam, to i ta możliwość odpada.
To już doprawdy nic nie rozumiem..
Pshaw.
Ale co też Pani :). Sformułowała Pani pewną hipotezę (dotyczącą przepisu), zauważyłem pewną możliwość interpretacyjną, a że ona nietrafna, to coś napisałem na ten temat. Może i z braku ważniejszych tematów? Może z pedanterii? Już nie pamiętam; było to (blogowe) wieki temu. A teraz wertepujemy po manowcu i już nawet nie wiadomo, czemu.
Cóż mi pozostaje? Może – podzielić się pewnym znaleziskiem:
http://www.bard.ru/cgi-bin/mp3.cgi?id=989.01
Zastanawiałem się, eksplorując tę "trackografię" (jest tu bodaj kompletny, zachowany Galicz, wśród ponad 40000 wszystkich nagrań ogółem), czy czegoś by nie skrobnąć. Ale temat jest... obszerny.
Sam Pan sobie udzieliłeś odpowiedzi:
To wszystko z nudów, Wysoki Sądzie,
To wszystko z nudów.
Kto raz nad pustą szklanką siądzie,
Wysoki Sądzie - nie ma cudów.
To wszystko z nudów, Wysoki Sądzie,
To wszystko z nudów...
Czy sąd nad Wisłą kiedy błądził?
Wysoki Sądzie - jazda! spróbuj!
To STSowska piosenka Aliny Janowskiej i Wojciecha Siemiona.
Ale do adremu - nie umiem nic takiego zrobić w Internecie, żeby mi Mp3 grało.
A moi specjaliści - jeden w morzu, drugi w Alicante.
Mogę natomiast wejść na tę stronę, jeśli tam spis tytułów lub incipitów występuje.Choć mniej się w tym rozeznaję niż w dorobku Wołodi Wysockiego.
Nie wiem, ile ballad Galicza przetłumaczył kongenialnie Michał B. Jagiełło i gdzie one są dostępne. Jeśli to Pana interesuje - mogę Panów skontaktować ze sobą. On o Galiczu wie wszystko.
Moja hipoteza odnośnie do autorstwa powyższego przepisu już się niezauważalnie dla postronnych oczu potwierdziła.
Ergo - jest trafna.
Howgh.
to znalezisko po latach było ciekawe, ale skoro niejadalne, to trudno.
Co do hipotezy, gdybym był (a nie jestem) autorem, to może bym się usprawiedliwił przed sobą ze zlekceważenia Skrupułu, ale z Uchybienia – nie. Więc na howgh – phi.
PS Piosenka jest Osieckiej/Kaszyckiego. Janowska, owszem, śpiewała.
...że to nie Pański przepis! Wiem to, gdyż odgadłam - czyj.
Zajrzałam na wskazaną przez Pana stronę - ona turecka jest?
Muzyki naturalnie nie posłuchałam.
Moja oferta co do Jagiełły, jak rozumiem, Pana nie interesuje.
W wolnej chwili poszukam po rosyjskim Internecie Galicza, może tam też będą nagrania. Bo strona na pewno jest - już ją kiedyś czytałam. Z jego zdjęciem czarno-białym u góry wąskiej szpalty.
Wracam zatem do Saula Bellowa albo Elliota względnie Lessiga.
Dobranoc
Saul Bellow jako przystawka do Kaczorów? Cóż za ekstrawagancja ale samkowita. Przyznaję.
A który z tytułow, bo też lubię a kilka nawet posiadam, na półce?
Lepsza też niż LiS, któren tylko pióra z kaczek chciałby nam ostawić. Co z tą Polską!!!
Co z tą Polską???
Oczywiście, że to nie mój przepis, wiem to, bo go nie tylko nie napisałem, ale i napisać (takim) nie mogłem. Prędzej bym sczezł ;). Zapewne zdawało mi się, że ustawia Pani tropy w moim kierunku (chwytu z preambułą i ambułą użyłem parę tygodni temu).
Strona nie jest po turecku, link podałem do muzyki, której przecież, jak się okazało, nie ma jak Pani wysłuchać, a autorzy serwisu nie wszędzie zadbali o wskazanie poprawnego, rosyjskiego kodowania. Główna strona Galicza jest tu: http://www.bard.ru/galich/ a muzyka tu: http://www.bard.ru/cgi-bin/trackography.cgi?name=%C3%E0%EB%E8%F7_%C0. Zdjęcia Galicza mają trochę sepii w różnych odcieniach, więc może to inna strona. Ale i tak rację mieli Chińczycy, w swoim porzekadle o dobrych uczynkach ;).
Nie wiem, na czym mianowicie polegała oferta z panem Jagiełłą, ani czego miałbym od niego chcieć. Już i tak nazbyt Panią deranżuję (ale przecież można było zignorować). Pozostaje mi życzyć miłej lektury.
Po pierwsze primo - chwytu z odmianami ambuł używam od zawsze. Znaczy, wszystko już było (rzekł Ben Akiba).
Sądziłam - po drugie primo, że interesują Pana przekłady Galicza.
Po trzecie primo - Bellowa mam pod ręką "Sumę po przemyśleniach" oraz "Dar Humboldta". Reszta na zesłaniu w Sopocie.
Po namyśle jednak, z uwagi na rozwój wydarzeń, wybieram "Ziemię jałową" Eliota - po rosyjsku.
A w ogóle, nie ma jak mądrości ludowe. Prawdą jest, że
утро вечера мудренее: Słoneczko wzeszło, frustracyja znikła bez śladu, pan Nameste życzliwością ku mnie pała, a Passiflorze udało się gryps z ciemnicy przesłać za pomocą umyślnego - siwego gołąbeczka.
Czyż świat nie jest piękny?
Pozdrawiam