Kiedy jestem w górach, jem głównie pasztet prochowicki oraz białe serki z dżemem, a właściwie nie mam nawet kiedy zjeść. Tym razem kontuzja zmusiła mnie do pobytu w tzw. agroturystyce, u pani Pauliny z Krempnej.
Pani Paulina rządziła domem jak bizneswoman i gotowała jak anioł. Co smażyła, smażyła na maśle, co podprawiała, to podprawiała śmietaną. Była przy tym szczerze zmartwiona i zdziwiona podwyższonym poziomem cholesterolu we krwi oraz swą wyraźną nadwagą. W czwartek pieczeń z jelenia, w piątek żurek z prawdziwkami, za 8 zł potężna porcja, ech.
Kiedy pod koniec pobytu zaszeleściłam jej pod nosem banknotami, pani wyraźnie poweselała i zaszczyciła mnie nawet rozmową w kuchni. Wyjawiła przy tym jeden sekret kulinarny - na chrzan świąteczny.
Świeży chrzan należy umyć i zetrzeć na tarce. Następnie sparzyć. Przełożyć do miski, dodać do tego chrzan kupny (taki ze słoika), wymieszać. Do całości dodać pokruszone, gotowane 4 żółtka i 4 łyżki śmietany. Wymieszać i zapakować do słoika lub od razu do gębusi.
Podobno jest to wyborny dodatek do miąs!
Sosenka
bez sensu.
Może tej gospodyni chodziło o to, że ten kupny jest inaczej doprawiany.
Donoszę, że z cyklu zapowiadanych trzech Filipik,pierwsza jest gotowa.