Autoplagiat z listów do mojej Pysi ulubionej.
Ale czasem przychodzi chęć podzielenia się
wrażeniami z szersza publicznością - Pysiu wybacz :)
---------------------------------------------------------------------
Zraziki.Małe.Pyszniutkie.
To własnie temat tego posta.
Nieważne ze wokół kłębią się i ważą sprawy państwowej wagi.
Kaczor załatwia tarczę rakietową. Lepper desygnuje na ministra
rolnictwa swego syna, jeszcze wiekszego @#$% niz on sam ...
A ja to wszystko @#$%^ ....
Zraziki duszę na ogniu malutkim.
I niech sie wszystkie leppery wypchają się workami importowanego zboża..
Ja zraziki duszę ... i to jest w tym momencie najwazniejsze.
Nabyłem w sklepie firmy Duda 3 zrazy z mięsa indykowego, czerwonego.
Oweż zrazy smaruje mocno musztardą ostrą, i zawijam w nie kawałek
paróweczki berlinki. Osoby bardziej wyrafinowane mogły by użyć
kawałka ogórka otoczonego ciepłym płaszczykiem słoninki czy wędzonki.
Ale w lodówce wzrok odnajduje jeno paczke paróweczek berlinek,
stąd wybór nasz ogranicza sie do rzeczonych paróweczek.
A więc do dzieła ..
.
Na posmarowane musztardą zrazy układamy kawałki paróweczek,
Zawijamy. Lekko obtaczamy zrazy w mące i podsmażamy ze wszystkich stron na oleju z dodatkiem łyżki masełka.
Zdejmujemy zrazy z patelni, a na pozostałym tluszczu szklimy 1 sporą, drobno posiekana cebulę .
Do garnka o grubym dnie przekładamy zrazy, zeszkloną cebulkę ,
podlewamy 0.25l wywaru grzybowego z kostki. Do tego kieliszek czerwonego wina, listek bobkowy, 3 kulki ziela angielskiego.
Sporo swieżo zmielonego pieprzu. Dusimy 20-25 minut.Na 3-4 min. przed końcem dosmaczamy solą, wrzucamy kilka pomidorków koktajlowych - naciętych na krzyż aby skórka lepiej schodziła.
Na talerz kładziemy kromkę chleba , posmarowaną musztardą. Oblewamy sosem ze zrazów, kładziemy rzeczony zraz, do niego 2-3 uduszone pomidorki . Nalewamy spory kielich czerwonego wina. Spożywamy zrazik z namoczonym w sosie chlebkiem.Zakąszamy koktajlowymi pomidorkami , wydobywając je ze skórki .
Zapadamy w stan ogólnej błogości .. kogo tam polityka ochodzi...
Nalewamy kolejny kieliszek winka i nastawiamy na odtwarzaczu
ulubiony film.
Dzień ma sie ku koncowi.
Kolejny Dobry Dzień ...
Pluszak
Pluszak, dobrze kombinujecie.
Tylko dwie drobne uwagi, na boku.
Te zraziki to trza lekko płazem szabli zbić, a gdyby z wołowiny były to nawet tępą stroną.
Kromkę chleba proponuję obsmazyć, lub w opiekaczu potraktować.
Dobre, robię i zjadam.
Acha do środka, różne rzeczy pakować można ( i parówki też), kiszonego ogórka, boczku kawałek, marynowanej papryki pasek, albo i surowej, cebuli cząstkę, rokpola albo i tego co tam po lodówce się wala..
Da się zjeść.
Ale nie będę więcej gadać, bo karę mam, na pół roku zakaz wstępu, bo tak jak MFN "słowem" rzuciłem.
Niestety.
Toż to zniewaga dla zrazów! Czy Pan wie, z czego ONI robią parówki?
Prawdziwe zrazy muszą mieć wewnątrz po paseczku: kiszonego ogórka, boczku wędzonego, cebuli i obowiązkowo skórki chleba.
Podawać z kaszą gryczaną, która wyśmienicie komponuje się z sosem mięsno-grzybowym.
Smaku potrawy polecanej znać nie chcę z przyczyn doktrynalnych.
Pierwsza przyczyna: parówka. Toż to "wędlina?" z kuchni wyklęta, z racji nieprzewidywalności jej składu.
Druga przyczyna: "Duda". Twój przepis, to dla mnie kolejny powód, aby produkty tej firmy omijać. Skoro, tylko u niej można kupić "zrazy z mięsa indykowego, czerwonego".
Wybacz, że sie czepiam. Ale teraz po kucharsku: parówka z indykiem?
robię, ale nie z indyka, tylko wołowiny, z części zwanej u nas "Od wysokiego żebra", bo to taki schab wołowy, więc można wykroić piękne kotlety, rozbić tłuczkiem i nadziewać.
Ja osobiście daję ogórek kwaszony, cebulę, marynowaną paprykę, owijam to cienkim plasterkiem surowego boczku, potem zawijam w rozbity kotlecik, owijam w mąkę i wkładam na gorący tłuszcz zawinięciem do dołu by się pierwszy przysmażyłi nie rozleciał, potem wkładam w taki sosik i duszę do miękkości.
Pychotki.:D
Boże widzisz i nie grzmisz, jaka parówka? Ogórek kiszony, cebulka, boczek, to się wkłada do zrazików vel roladek.
Ty tu nie gadaj, ze kare masz niepisania na Smakoszku. Ty jestes snakoszka elementem definicyjnym, Ty tu musisz byc i jest to tak oczywiste jak piwo do smazonego sera u naszych poludniowych sasiadow.
Natomiast ja Ci sugerowalem, zebys w ramach pokuty o chlebie, wodzie i zielenienie przez tydzien zyl ;-). Ale to juz inna inszosc...
Pozdrawiam serdecznie.
Ty mnie tu czegoś zmyślasz. Tobie po prostu wygodniej w Salonie niż w kuchni. :))
Oczywiście ta rekomendacja dotyczy wyłącznie miłośników osteoporozy. Rzeczone "smakołyki" zawierają m.in. polifosforany, które w masarniach stosowane są do wiązania wody z resztą wsadu.
Mówiąc najkrócej, owe polifosforany "wypłukują" z kości wapń i powodują rzeszotowienie kości.
Praktycznie zawartość "preparowanej" wody w mięsie można rozpoznać dopiero np. na patelni przy obsmażaniu plastrów mięsa przed duszeniam. Czasami pojawia się wtedy sporo cieczy, której być nie powinno. Jest to efektem zaniku właściwości polifosforanów do wiązania wody w podwyższonej temperaturze. Do mięsa litego "ulepszacz wodny" wprowadza się przy pomocy strzykawek.
Nie zdarzyło mi się natknąć na wspomniane wycieki przy potrawach z łopatki wieprzowej, czego nie mogę powiedzieć o szynce.
Smacznego!