Pan Igła mnie zobowiązał, co bym przepis na przecierane kluski podała, a on krytycznym okiem na nie spojrzy, więc proszę.
Ziemniaki zetrzeć na tarce(na tych ostrych małych oczkach), ilość ziemniaków jest zależna od tego ile tych klusek chce się zrobić, np. kilogram, jak ziemniaki są starte lekko je posolić i jak jest dużo soku to odlać trochę,(ale nie wszystko).
Potem dodać mąkę, trochę żytniej i trochę pszennej, aż powstanie takie dość zwarte ciasto.
Wstawić odpowiedni sagan wody dobrze osolonej i czekać aż się zagotuje, gdy się zacznie gotować, łyżką formować dość małe kluski i wrzucać na wrzątek(ja osobiście kładę trochę ciasta na pokrywkę i tak odcinam kawałki ciasta nad garnkiem i co chwilę maczam w tym wrzątku łyżkę, by ciasto mi się nie przyklejało.
Gdy kluski wypłyną, wybieram je łyżką cedzakową i wkładam na durszlak(i w małych ilościach przepłukuje zimną wodą, by pozbyć się tzw. kluszczanki).
Gdy już wszystkie kluski mamy ugotowane i wypłukane, zabieramy się za boczek ( w moim wypadku surowy, bo nie lubię wędzonego).
Kroimy boczek w cienkie paski, oprószamy przyprawą typu Wegeta i pieprzem, oraz majerankiem i wkładamy na gorącą patelnię, smażymy, aż boczek stanie się chrupiący i puści odpowiednią ilość tłuszczu, do boczku dodajemy na tą patelnię kluski i smażymy jeszcze jakieś 3 albo 4 minuty, podajemy z kwaśną gotowaną i zasmażaną kapustą, a do popicia proponuję piwo, albo wytrawne czerwone wino.
Smacznego.
Alga.
jaj sie nie daje? Nic, a nic?
Pozdrawiam:)
Ja nie dodaję, no chyba, że ziemniaki takie całkiem młode są i wodniste, a tak to nie. :D
Jesli Pani nie lubi wedzonego prosze poeksperymentowac z gotowanym, ale jak kapusta to wedzonki smak by sie przydal.
Ps...ech te kluski i pierogi:) Kto ich nie lubi:)
Wszystkiego naj Pani Algo:)
Do kapusty tylko zasmażka ze smalcu i mąki, żadnej wędzonki, a boczek gotowany, to też wędzony?:D
Tu panią mam.
Bo u nas kapusta do tego nie pasuje.
Jajko jak najbardziej pasuje i ja daję.
A kluski robi sie duże, takie na solidny kęs.
Mają być gąbczaste pod zębem.
I je się ze skwarkami, a jakże, i pokruszonymm białym serem ( kiedyś z domowym twarogiem ). Posolone.
Ja ma z nimi taki problem, że nie umiem gęstości ciasta dobrać, często jest tak, że się za bardzo w kluszczance rozpuszczają.
Dlatego rzadko robię choć lubię.
Bo kluski trzeba wyczuć, włożyć parę, a jak się za bardzo rozłażą, to dodać trochę mąki pszennej. Twaróg do klusek, co za obyczaje u Was, u nas tylko kapusta, może być z grochem, może tylko z zasmażką. A jajka dają taką sztywność ciastu ziemniaczanemu, to dlatego nie daję jaj, chyba że musze ze względu na wodnistość ziemniaków(jak są takie mało mączyte.:D
Lubię.. :)
a z serem, czy kapustą? :D
I dużżżżo skwareczków.. :)
A Pan Igła proponuje nam jakiś ser do klusek he he. :D
To smacznego..
Ja tam jestem tolerancyjny :)
nic przeciwko, ale to jakieś Mazowieckie zwyczaje, a u nas w Wielkopolsce, to kluski tylko z kapustą.
Pozdro.
no, narszcie.
Juz myslalem, ze Smakoszek na psy zszedl calkowicie, serwujac wykształciuchom jakies zupki przecierane, jakies mimry na spalonej cebuli oparte, jakiez bakłazany z brokułami, fuj...
A tu nagle cos, co moze usmiech przywrocic robotnikowi rolnemu sponiewieranemu w punkcie skupu zywca.
Cos, co nadaje sie do jedzenia, a nie tylko do wznoszenia okrzykow "Save the Planet"...
proponuję jednak inaczej. Przede wszystkim wylać wodę z tego gara i znaleźć jakieś naczynie do zapiekania. Może być ceramiczne albo z blachy. To już nie będą kluski.
Ziemniaki zetrzeć, a potem odsączyć (trochę mokrego :-) zostawić), ale nie wyszystkie zetrzeć na najmniejszych oczkach. Podzielić wcześniej ziemniaki na dwie części, i jedną część przetrzeć na grubych, gdybaśnych, oczkach. Zetrzeć też cebulę i wymieszać z ziemniakami. Skwarki trzeba do tego dodać ze słoniny, z tym tłuszczem co się z nich wytopi, albo zesmażony boczek. Nie żałować, ale i nie przesadzać. Czosnek do smaku i soli odpowiednio. Wymieszać dokładnie i wylać całość na owe naczynie, tak żeby był "placek", taki z 7 cm. Niech chwilę postoi i do piekarnika. Wyjąć jak będzie na wierzchu ładna brązowa skorupa. Po upieczeniu placek powinien mieć dwie warstwy. Dolna bardziej spoista, gdzie osiądą wszystkie tłuste dobroci, i górna - pulchna i o bardziej cebulowym smaku (tam upiecze się wszystko to co lżejsze). To się samo w naczyniu ukształtuje, w piekarniku. Warstwy nie są tak mocno wyraźne jak opisuję, ale są, fachowiec od razu pozna.
Przestrzegam, zdrowe, to nie jest. Ani dietetyczne. Dobre z serkiem wiejskim albo innym lekko osolonym twarżkiem. W stronach gddze to kiedyś robili, wołali na to danie KARTOFLAK. Tak wołali. Teraz już tam tego nie robią. A może i robią, ale ja już tych co to teraz robią nie znam.
To oczywiście na inny temat niż kluska przecierana, ale nie mogłem przeżyć, że ziemniaki do wody, i to bez cebuli, czosnku i boczku (w jednej masie). Zgadzam się - uprzedzając słuszny zarzut - że boczek do wody nie bardzo. Stąd moja propozycja. Pozdrawiam,
powinno być:
"grubych, grubaśnych". Przepraszam.
powinno być:
"osolonym twarożkiem. W stronach gdzie to kiedyś robili,".
Przepraszam za niedogodności. Następnym razem będę lepiej uważał.
Panie Algo, mam nadzieję, że się Pani nie gniewa, że tak rozbijam Pani wpis. :-) Ale coś mnie naszło z tym kartoflakiem, jak przeczytałem o Pani kluskach przecieranych. Kluski przecierane oczywiście też mają prawo istnieć i smakować :-). Ja kluski przecierane lubię. Trochę inaczej robione, ale lubię. Po tych zastrzeżeniach muszę dodać jeszcze dwie rzeczy.
Zapomniałem o "cemencie", trzeba oczywiście wbić jajko, albo dwa. Czasami dodaje się kilka łyżek mąki. Ja mąki nie bardzo. Na powierzchnię należy polać tłuszcz (olej) albo położyć cieniutkie kwałki słoniny do całkowitego wytopienia (lepiej). Żeby skorupa sie nie spaliła i chrupiąca była. Inne rzeczy też można z tym robić. Wariacje (warianty) są przedziwne. Mam wrażenie, że nie piszę zresztą niczego nowego (Igła mnie pewnie zaraz obśmieje, bo on z Ciapkiem robi to co tydzień). Jeść potem na zimno lub ciepło (po upieczeniu oczywiście od razy zjadać tyle i ile "wlezie" - obowiązkowo, wtedy najlepsze). Tak..., no to pozdrawiam,
Jezus Maria, co ja dzisiaj mam. Coś dziwnego. "Pani Algo" powinno stać w komentarzu wyżej. Nie zmieniam Pani płci :-). Przepraszam bardzo. Znikam już, bo mi wstyd. Idę do sklepu, żeby opracować sobie jakąś kurację.
Kluski są poważnym jedzeniem, a nie jakieś "Majonezy" i nadają dla prawdziwych mężczyzn.:D
Buziaki.
To o czym Pan pisze to "Pyrczok", a ja o kluskach przecieranych napisałam, takie kluski to niebo w gębie, a pyrczoka nie bardzo lubię.
Ps. Nie gniewam się żeś Pan ze mnie mężczyznę zrobił, czasem się zdarza. :D
Pozdrawiam serdecznie.
"Pyrczok." Rany boskie, nie zamówiłbym w knajpie kierując się nazwą.
"Nie lubię [pyrczoka]" - to jednak grzech :-). Pani Algo, Pani w ogóle nie grzeszy? To może chociaż mąż grzeszy? Niech Pani okaże cechy ludzkie. No niemożliwe, żeby "pyrczoka" nie lubić. Można nie lubić dużo. Z trudem, ale jestem sobie w stanie to wyobrazić. Ale żeby w ogóle? Ja do tej pory znałem tylko takich co lubili. :-) Pani jest pierwsza, co twierdzi inaczej ("inna" :-)). Muszę się nad tym zastanowić. Świat mi się zawalił na głowę.
Panie Igło!, potrzebuję wsparcia. Proszę od razu przyjść z Ciapkiem, bo sprawa dużego kalibru.
Pozdrawiam,
To co pan opisał - kartoflak, to na Podlasiu nazywa się babka kartoflana, a u mnie w domu mówiło się na to pryśtak. (Jeszcze listek sie dodawało, a na dno prodziża listki boczku albo słoniny )
Niech pan zajrzy do siebie, bo list tam jest do pana.
Czytałem. Myślę.
A co do babki, to przecież wiem, że żadna nowość i każdy porządny region kraju kartoflanego (Polska) swój odpowiednik tego ma. Zastrzegłem na poczatku, że coś mnie z tym kartoflakiem dzisiaj naszło. Przepraszam miłośników klusek. I tyle :-(.
ja to ewentualnie moge napisac jak się "profanuje" klski u mnie.
Ciacho pewnie podobnie się robi tylko jest nadzienie- z białego sera wymieszanego z przyprawami i o zgrozo- nazywane jest to "kluskami śląskimi"- no nic nie mam na swoje usprawiedliwienie po tym co zaprezentowałem:))
innych odmian nie znam, a to co pise referent przypomina mi z lekka babe,babke z okolic Białegostoku- nie wiem tak coś mi się kojarzy
ech, "kluski" nie tam "kliski"
Ja z klusek to najbardziej jednak makarony lubię :-))). A u naszych braci Czechów knedliki. Tylko że oni, poza tymi knedlikami, to już nic innego zjadliwego nie mają. Dramatyczna jest ta ich kuchnia. Wypada mi więc, że u nich trzeba jeść knedliki z piwem.
Cóż mogę na swoje usprawiedliwienie powiedzieć, lubię prawie wszystkie odmiany ciasta ziemniaczanego, no ale pyrczoka nie.
U nas w domu kiedyś robiło się kluski zwane "Golokami" i one były z samych startych surowych ziemiaków były robione i podawało je się do zupy zwanej u nas "Banią", a jest to zupa z rozgotowanej dyni i mleka podaje się to na słodko.
Ale ja tego nie robiłam, bo za tą zupą też nieprzepadałam.
Pozdrawiam.:D
Kluski ziemniaczane są pyszne, a makaron to dla każdego Polaka powinna być tylko namiastką, ja tam przecieraki mogę jeść i ze skwarkami i z zupą i nie kraszonę z kapustą.
Z tym serem w środku to musi być inne ciasto, bo przecieraków nie można nadziać.
Pozdrawiam.
Ps. Knedliki czeskie są też dobre, ale nasze tradycyjne Wielkopolskie pyzy lepsze.
Co do makaronu weto! :-) Ale ta zupa na słodko też wydaje mi się podejrzana. Mogłaby mi nie smakować. Ja ze słodyczy to tylko Pani szarlotkę albo jabłecznik lubię. Kiedyś już to ustaliliśmy :-).
Pozdrawiam,
Ja też zup na słodko nie lubię, więc tu się zgadzamy, co do makaronów, no lubię je, ale ziemniaczane kluski bardziej.
Taka już u mnie natura Poznańska.
Uściski serdeczne.
Ps. Pan niby mówi, że lubi moją szarlotkę?
To była moja największa tajemnica, którą tu Smakoszkowi oddałam, a spodkałam się z...no dobra już nie będę wyrzekać. :D
No to wróciłem.
I śledzę z wielkim natężeniem tę intelektualną debatę, która więcej w życiu przydatna niż wszystkie poprawki do konstytucji europejskich (a niech się gonią).
Zupę mleczną z dynią tez znam, ale mama i babcia z zacierkami ja podawały, ewentualnie z kartoflami.
Tez nie lubiłem, więc niech chociaż przepis w googlach zostanie dla potomności, na tej planecie małp.
A przecieraki do zup u nas nie wchodziły, no może do czerniny, ale do tej to też raczej makaron domowy albo kartofle.
Zupy z dyni nie gotuję, a widzę, że Pan "Goloków" też nie zna.
Te Goloki to się robi z samych startych ziemniaków surowych odciska się cały sok przez lnianą ściereczkę, aż powstanie taka masa ziemniaczana, soli ją się tylko i formuje w dłoniach takie podłużne kluseczki.
Jak je się ugotuje to są takie trochę przezroczyste.
One mają to do siebie, że mają dużo mniej tej kluszczanki i są trochę bardziej spoiste. :D
Ps. Te kluski też lubię, ale one są bardziej pracochłonne, bo trzeba dużo więcej ziemniaków zetrzeć.
trzeba potelepać grzesiem, zaniemogło biedactwo
cebulę tylko. A dodatek paru łyżek kwaśniej śmietany wybitnie podnosi smak kreacji kulinarnej. No, i pieprz - najlepiej świeżo zmielony :)
Pierwsze słyszę o polewaniu tłuszczem z wierzchu. Za to wiem na pewno, że bez tego polewania na wierzchu tworzy się ciemnobrązowa skorupka, i one jest najlepsza.
A jeśli, jakimś cudem, część zachowa się do jutr, kroi się to dość cienko i smaży. I dopiero wtedy to jest pychota!