Mój On, ale chętnie Go dam każdemu, kto chciałby spróbować.
Moje dziecko ukochane, moje maleństwo.
Maka z mojej mąki, jajo z mojego jaja.
Mój pierwszy w życiu, własnoręcznie uklejony MAKARON.
Do tworu tak pierwotnego, pachnącego naturą i głodem nie mogłem dodać nic innego niż najpierwotniejszy w świecie sos typu carbonara.
Jedna dziarska cebula [wybacz Nameste :-) ] posiekana drobno i podsmażona do stanu pomiędzy zeszkleniem a zbrązowieniem. To ważne, zeszklona jedynie, będzie się rozpychała w sosie swą cebulowatością [a czytelnikom 1-szej Filipiki nie muszę przypominać, że to nie to, co Tygrysy lubią najbardziej] podczas, gdy zbrązowiona [tak ważna w ciemnych sosach] nada zbędnego dresiarskiego posmaku - ok. 7 min.
Kawałek średnio-tłustego boczku [ja użyłem polędwicy podwędzanej] posiekanego i wymieszanego z cebulą - ok. 5 min
4 kły czosnku posiekane drobno niczym ścięgna w parówkach - ok. 5 min [na mniejszym ogniu]
[po zdjęciu z ognia!] 200 ml śmietany 18% z winkorporowanym jednym jajeczkiem, wolno dolewać mieszając i odstawić na czas, w którym można wykonać makaron [czyli ok. 15 min.] na takiej oto stolnicy:
Po ugotowaniu makaronu [a dzieje się to zastraszająco szybko!] a przed wymieszaniem obu składników sos należy znowu podgrzać i rozruszać trochę - podlewając odrobiną mleka, gdyż białe sosy mają tendencję do przysychania - ok. 5 min.
Ostatnia uwaga [pozwolę sobie na odrobinę autotematyzmu, ale sezon ogórkowy, myśleć się nie chce, a niech tam...]. Pamiętacie, jak w Vabank I Kwinto wydaje dyspozycje szopenfeldziarzom? Ostatnia składa się z trzech mocno akcentowanych słów: "Żadnych - wlasnych - pomysłów". Parafrazując to, na koniec przepisu chciałbym wyraźnie zaznaczyć:
"Żadnej - cholernej - zieleniny!"
FUTRZAK
Kurde co za poświęcenie by własne jaja używać :lol:
Czysta ekonomia. 1 moje jajo wystarcza na kilogram mąki :-)
pzdr
A czemu bez zieleniny?
Chociaż gałązkę pietruszki, może nie dla smaku, ale do dekoracji. :D
Jak na pierwszy raz to makaron dosyć, dosyć, chociaż tak jakoś nie bardzo pokrojony.
Mój świętej pamięci ojciec był tzw. mistrzem w robieniu makaronu, więc pewnie mężczyźni mają to we krwi, proszę starać się dalej.
Pozdrówki serdeczne.:D
Zielenina zakłóca smak/wygląd sosu carbonara - oczywiście to moja opinia. Przyciśnięty do muru, pod lufami kałachów bym się zgodził ewentualnie na drobinę tymianku.
Co do makaronu. Pokrojony najprościej, w rulon i ciach ciach co centymetr [choć ja lubię taki kształt] a trochę się zdeformował bo był jeszcze suszony i wtedy zamarł w takich nienaturalnych pozycjach jak te na zdjęciu. To, co jadłem było wrzucane na surowo do gara, więc miało lepszy image. A na fotce jest to, co zostało na jutro do obróbki.
Ja akurat zarysy przepisu dostałem od Babci :-)
pzdr
ja tam Pana pod kałachem trzymać nie mam zamiaru, jak Pan nie chce zieleniny, trudno.
A ten makaron, a właściwie kluseczki, to widzę, że do suszenia szykowane, ale na Boga czemu takie grube!
Ja makaron cieniutko kroję, bo i do rosołu się nadają i do sosów.
No chyba, że Pan takie lubi.
Nich się Pan na mnie nie obraża bo ja tylko żartuję i aż zazdroszczę Pana żonie, taki mężczyzna z talentami.
No no.
Pozdrawiam :D
Ależ ja się nie obrażam :) Zwłaszcza o jedzenie :)
Makaron jest raczej szeroki niż gruby. Rozwałkowałem go na jakiś milimetr, a ciąłem na ok centymetr. Lubię taki - sosu dużo nabiera, a i jest co pogryźć. Na rosół to bym go zrobił tak milimetr na milimetr.
Teraz pracuję nad tym, jak z tego zrobić nitki typu spaghetti. Bo przez maszynkę nie przejdzie chyba. Zglutuje się wewnątrz i będzie dupa nie spaghetti.
Na fotce jest już taki wysuszony, strasznie się łamie. Dlatego w takim chaosie to wszystko. Następnym razem do suszenia trza go będzie trzymać w gniazdkach a nie tak rozrzuconego.
Żony nie mam :)
pzdr
To dlatego Pan taki sprytny i ugotować Pan potrafi(bo brak kobiety)he he, a jak chce się coś w rodzaju spagetti zrobić, to rozwałkowuje się i mocno suszu ciasto, potem takie duże placki zwija się w rulon i tak ze skosa je się kroi.
Pewnie nie będzie to takie orginalne spagetti, ale jak placek był duży i tak cieniutko nie rozwałkowany, to będą długie i takie spagettopodobne. :D
Czyżbyś był drugi, który zdemaskował się przy gotowaniu?
To pewnie przez te upały?
Szkoda ale ja we włoszczyźnie nie gustuję :(.
Przecież brak żony nie oznacza braku kobiety :)
Na ogół gotuję dla mojej konku..., nie, to słowo nie przejdzie mi przez gardło. Powiedzmy, dla Pani, która od kilku lat dzierży klucze do mego serca :)
Gotować nauczyłem się bez związku ze stanem moich spraw sercowych :)
pzdr
że sprowokowałam Pana do takich zwierzeń, a widzę, że Pan poprostu jest kucharzem z zamiłowania, tym bardziej Pana Damie serca zazdroszczę.
Pozdrówki serdeczne.:D