Straszne tu narzekania się na Smakoszku odbyły, jak to na stołówkach źle karmią.
Powiem szczerze, że dopiero stołówki studenckie to jest byle co, w Warszawie, no ale w tym mieście wszystko jest byle...
Swoje stołówki szkolne wspominam dobrze, choć różne rzeczy tam czasem wpychali często o smaku gumiaków Leppera.
Jednak dwie potrawy szczególnie dobrze wspominam i co więcej usiłowałem je odtworzyć ale nie udało mi się.
Pierwsza to kotlety kartoflane w grzybowym sosie.
Ma to wielkość kotleta schabowego ( gruby racuch ), jest tylko ze 3 razy grubsze, obsmażone na rumiano ( chrupiące ) z 2 stron, krawędzie białe, pękające. W środku kruche, białe, smakowite. Sos grzybowy wiadomo.
Jak to się robi? Mnie wychodził taki ciągnący się, gumiany, siny kluch, jak jakiś zeppelin tylko bez farszu.
Drugim wynalazkiem był schab, pieczony w całości potem krojony na plastry.
Plaster otoczony rumianą skórką, w środku białe kruchutkie mięso i polane to wszystko takim smakowitym jasnobrązowym sosem.Do tego ziemniaki z sosem i sałata ze smietaną.
Będę wdzięczny za przepisy.
P.S. Co do mojego byłego komentarza, to wiem co napisałem i dlaczego.
...i słynne powiedzenie: "jedzcie dorsze - gówno gorsze"...
Rzeczywiście, w moich czasach te smażone dorsze były gówniane - suche jak wiór i bez smaku. Teraz dorsze stały się drogie i smakowite.
sztucce aluminiowe-a takie byly za moich czasow-powodowaly ze jedzenie stawalo sie koniecznoscia fizjologiczna...a schab "nie bywal" stolowek studenckich gosciem wiec wnosze zes wasc mlodszy :)
a kto ty jestes?
ty ktory wiesz co napisales i dlaczego?
moze i my sie dowiemy?
Ugotowane kartfelki (niektórzy gotują w mundurkach, a potem się chrzanią z obieraniem - mnie się nie chce, więc gotuję już obrane) przerzucamy przez przez praskę, ewentualnie przez maszynkę do mielenia. Wsadzamy do michy, dodajemy jajo, sól, trochę pieprzu i poszatkowaną natkę pietruszki (ale nie trzeba). Mieszamy widelcem, aż się wszystko w miarę rozciapi i dodajemy mąkę pszenną (można trochę ziemniaczanej, tak z łyżkę) i ugniatamy. Ale z mąką trzeba uważać, żeby nie przesadzić, bo ziemniaki są w stanie przyjąć chyba każdą jej ilość. Po prostu tyle mąki, żeby kotletki się nie rozpirzały. Formujemy kotleciki dowolnej wielkości i grubości, obtaczamy w bułce tartej i wrzucamy na bardzo dobrze rozgrzany olej, poczem zmniejszamy płomyczek i smażymy z obu stron, aż się zrumienią ślicznie.
Do tego dobry jest sosik pieczarkowo-śmietankowy na ostro.
W kwestii schabu specem jest moja Szanowna Mama, więc tylko przekazuję to, co udało mi się podejrzeć - schab trzeba natrzeć różniastymi przyprawami z rozciśniętymi ząbkami czosnku i albo wrzucić do porządnego gara stalowego i smażyć z czterech stron po kilka minut (całość maksymalnie pół godziny - wtedy będzie jeszcze różowawy w środku), albo wrzucić w spec-rękaw do pieczenia i do mocno rozgrzanego piekarnika na max pół godziny.
O! Smacznego :-)
Dzięki.