Wokół beczki cisza i spokój. To dobrze. Tego, w końcu oczekiwałem. Taki był sens tego posunięcia. Nareszcie mogę sobie podywagować. Tak jak lubię. Sam dla siebie. Dla uporządkowania myśli.
O służbie zdrowia nie chce mi się dywagować. Trochę, dlatego, że jestem w tej luksusowej sytuacji, że od lat nie maiłem kontaktu z państwowym jej obrazem. Jednocześnie nie musze płacić za opiekę zdrowotną, z której korzystam. Trochę też, zapewne, dlatego, że boję się nawet myśleć o poważnych chorobach. Ludzie w pewnym wieku tak mają.
Fanaberie Prezydenta też już mną nie wstrząsają. Nie ma, o czym pisać. Roztrząsanie czy Prezydent zawarł deal z Adamem Michnikiem, jakoś mnie nie pociąga.
Co innego dyskryminacja płciowa.
Pani Delilah rozpoczęła wczoraj obchody Dnia Kobiet. Pani Alga dołączyła, ze swoim spojrzeniem. Trochę już o tym napisałem w poprzedniej notce. Dziś patrzę, jak Pan Igłą dostaje klapsy na gółkę, ale się odgryza.
Przyszło mi do głowy, że mamy tu do czynienia z pomieszaniem języków. Z jednej strony mamy język ideologii, z drugiej język własnego doświadczenia. Osobniczego, jakby powiedział jakiś socjolog, gdyby się tu przypadkiem zbłąkał.
Kłopot z feministkami polega chyba na tym, że trudno im wytłumaczyć, że dyskryminacja kobiet (często przejawiająca się w okrutnych, brutalnych formach) nie jest niczym wyjątkowym. Niczym nie rożni się od dyskryminacji rasowej, dyskryminacji ze względu na pochodzenie społeczne. Od dyskryminacji niepełnosprawnych, brutalnej dyskryminacji dzieci etc.
A nie jest. Zło ma różne formy, a dyskryminacja jest naszym chlebem codziennym. Każda kultura znajduje w sobie miejsce dla gorszych. Można to nawet sensownie wytłumaczyć i uzasadnić potrzebę społeczną takiego zła
Nie wystarczy utożsamić problemów kobiet z problemami homoseksualistów. Zresztą, moim zdaniem, to nie są te same problemy. Dyskryminacji płci nie powinno się sprowadzać do dyskryminacji seksualnej. Tak sobie, w beczce, myślę
Kłopot w tym, że feministki tego nie widzą. Podobnie patrzą na świat dyskryminowani rasowo czarni bracia. Podobnie patrzą na świat inwalidzi, jeżeli nie pogodzili się ze swoją społeczną pozycją. Zło, które dotyczy nas, albo tych, z którymi się utożsamiamy, jest najważniejsze. To normalne. Próba spojrzenia na to z szerszej perspektywy bywa odbierana, jako brak empatii. W najlepszym razie…
Czasem słusznie, ale czasem chyba nieco zbyt pochopnie.
Kłopoty z resztą są rozmaite. Jedni patrzą przez pryzmat swojego doświadczenia i albo negują problem (_Nigdy się z czymś takim nie spotkałem. To nie może być prawda_), albo też przyjmują a priori, że zło ma charakter jednostkowy, kierowane jest wobec poszczególnych ludzi, a nie wobec zbiorowości wyróżnianych przez płeć, stan zdrowia, kolor skóry. Tak jest łatwiej.
Pomieszanie języków. Bogaty, biednego nie zrozumie. Jasne.
Tyle tylko, że zamykanie oczu na zło go nie znosi. Analizy kulturowe i społeczne tłumaczą przyczyny, ale nie likwidują złowrogich skutków.
Ale i odwrotnie. To, że jakaś zbiorowość jest społecznie, a często brutalnie i fizycznie upośledzona, nie oznacza, że składa się z aniołów. W ogóle, w kategorii aniołów mamy niejaki społeczny deficyt. Są źle kobiety. Inwalidzi bywają bardzo nieprzyjemni i okrutni. Prześladowani odpowiadają agresją i prześladowaniem skierowanym w przeciwnym kierunku.
I jeszcze inaczej. To że dominacja mężczyzn, białych, zdrowych, heteroseksualnych jest drugą stroną dyskryminacji, spierać się nie należy. W ogóle, dyskutowanie o faktach mija się z celem. Ale twierdzenie, że w takim razie wszyscy mężczyźni, biali, zdrowi i heretycy powinni zapłacić za zło, którego doświadczają dyskryminowani, jest nonsensem. Myślę, że niektórzy powinni spać spokojnie i nie być nagabywani w kwestii tego, czy są jednogarbni, czy dwugarbni.
Warto i trzeba mówić o dyskryminacji, zwłaszcza takiej która jest tak głęboko osadzona w kulturze, że nie widzą jej czasem sami dyskryminowani.
Czy to usprawiedliwia rewolucyjną retorykę. Nie wydaje mi się. Ale to tylko moje zdanie…
Pogoda jest brzydka. Mam nadzieję, że jutro też taka będzie…
Notka 12
Wokół beczki cisza i spokój. To dobrze. Tego, w końcu oczekiwałem. Taki był sens tego posunięcia. Nareszcie mogę sobie podywagować. Tak jak lubię. Sam dla siebie. Dla uporządkowania myśli.
O służbie zdrowia nie chce mi się dywagować. Trochę, dlatego, że jestem w tej luksusowej sytuacji, że od lat nie maiłem kontaktu z państwowym jej obrazem. Jednocześnie nie musze płacić za opiekę zdrowotną, z której korzystam. Trochę też, zapewne, dlatego, że boję się nawet myśleć o poważnych chorobach. Ludzie w pewnym wieku tak mają.
Fanaberie Prezydenta też już mną nie wstrząsają. Nie ma, o czym pisać. Roztrząsanie czy Prezydent zawarł deal z Adamem Michnikiem, jakoś mnie nie pociąga.
Co innego dyskryminacja płciowa.
Pani Delilah rozpoczęła wczoraj obchody Dnia Kobiet. Pani Alga dołączyła, ze swoim spojrzeniem. Trochę już o tym napisałem w poprzedniej notce. Dziś patrzę, jak Pan Igłą dostaje klapsy na gółkę, ale się odgryza.
Przyszło mi do głowy, że mamy tu do czynienia z pomieszaniem języków. Z jednej strony mamy język ideologii, z drugiej język własnego doświadczenia. Osobniczego, jakby powiedział jakiś socjolog, gdyby się tu przypadkiem zbłąkał.
Kłopot z feministkami polega chyba na tym, że trudno im wytłumaczyć, że dyskryminacja kobiet (często przejawiająca się w okrutnych, brutalnych formach) nie jest niczym wyjątkowym. Niczym nie rożni się od dyskryminacji rasowej, dyskryminacji ze względu na pochodzenie społeczne. Od dyskryminacji niepełnosprawnych, brutalnej dyskryminacji dzieci etc.
A nie jest. Zło ma różne formy, a dyskryminacja jest naszym chlebem codziennym. Każda kultura znajduje w sobie miejsce dla gorszych. Można to nawet sensownie wytłumaczyć i uzasadnić potrzebę społeczną takiego zła
Nie wystarczy utożsamić problemów kobiet z problemami homoseksualistów. Zresztą, moim zdaniem, to nie są te same problemy. Dyskryminacji płci nie powinno się sprowadzać do dyskryminacji seksualnej. Tak sobie, w beczce, myślę
Kłopot w tym, że feministki tego nie widzą. Podobnie patrzą na świat dyskryminowani rasowo czarni bracia. Podobnie patrzą na świat inwalidzi, jeżeli nie pogodzili się ze swoją społeczną pozycją. Zło, które dotyczy nas, albo tych, z którymi się utożsamiamy, jest najważniejsze. To normalne. Próba spojrzenia na to z szerszej perspektywy bywa odbierana, jako brak empatii. W najlepszym razie…
Czasem słusznie, ale czasem chyba nieco zbyt pochopnie.
Kłopoty z resztą są rozmaite. Jedni patrzą przez pryzmat swojego doświadczenia i albo negują problem (_Nigdy się z czymś takim nie spotkałem. To nie może być prawda_), albo też przyjmują a priori, że zło ma charakter jednostkowy, kierowane jest wobec poszczególnych ludzi, a nie wobec zbiorowości wyróżnianych przez płeć, stan zdrowia, kolor skóry. Tak jest łatwiej.
Pomieszanie języków. Bogaty, biednego nie zrozumie. Jasne.
Tyle tylko, że zamykanie oczu na zło go nie znosi. Analizy kulturowe i społeczne tłumaczą przyczyny, ale nie likwidują złowrogich skutków.
Ale i odwrotnie. To, że jakaś zbiorowość jest społecznie, a często brutalnie i fizycznie upośledzona, nie oznacza, że składa się z aniołów. W ogóle, w kategorii aniołów mamy niejaki społeczny deficyt. Są źle kobiety. Inwalidzi bywają bardzo nieprzyjemni i okrutni. Prześladowani odpowiadają agresją i prześladowaniem skierowanym w przeciwnym kierunku.
I jeszcze inaczej. To że dominacja mężczyzn, białych, zdrowych, heteroseksualnych jest drugą stroną dyskryminacji, spierać się nie należy. W ogóle, dyskutowanie o faktach mija się z celem. Ale twierdzenie, że w takim razie wszyscy mężczyźni, biali, zdrowi i heretycy powinni zapłacić za zło, którego doświadczają dyskryminowani, jest nonsensem. Myślę, że niektórzy powinni spać spokojnie i nie być nagabywani w kwestii tego, czy są jednogarbni, czy dwugarbni.
Warto i trzeba mówić o dyskryminacji, zwłaszcza takiej która jest tak głęboko osadzona w kulturze, że nie widzą jej czasem sami dyskryminowani.
Czy to usprawiedliwia rewolucyjną retorykę. Nie wydaje mi się. Ale to tylko moje zdanie…
Pogoda jest brzydka. Mam nadzieję, że jutro też taka będzie…
yayco -- 07.03.2008 - 13:41